Nigdy nie ma tak wysokiego stopnia świadomości w zjednoczeniu ze zmarłym i zmartwychwstałym Chrystusem, którego powrotu oczekuje Kościół. Nigdy tak mocno nie uczestniczymy w wierze wspólnoty jak w tej chwili, gdy modlimy się wspólnie, gdy wspólnie składamy ofiarę i wspólnie jednoczymy się z miłością Bożą, która żyje w
Salvador Pie-Ninot Wierzyć w Kościół „Wierzę w święty Kościół powszechny" Seria Wyznanie wiary: nr 8 Jedność, Kielce 2004 Spis treści Przedmowa5 I.„WIERZYĆ W KOŚCIÓŁ" ZNACZY „WIERZYĆ W SPOSÓB KOŚCIELNY"9 II. „NAZWY" KOŚCIOŁA11 1. Wprowadzenie: wyraz „Kościół"11 2. „Nazwy" Kościoła12 III. KOŚCIÓŁ POWSTAŁY Z JEZUSA17 1. Od Jezusa z Nazaretu do Kościoła chrześcijańskiego17 2. Kościół apostolski, norma i fundament Kościoła wszystkich czasów22 a. Okres apostolski (lata 30-65)24 b. okres poapostolski (koniec I wieku -połowa II wieku)26 IV „STANY ŻYCIA" W KOŚCIELE31 1. Laikat: „Chrześcijanie świeccy. Kościół w świecie"31 2. Posługa święceń: „Na służbie braciom"33 3. Zycie konsekrowane: „Radykalne świadectwo rad ewangelicznych"35 V. „PRZYMIOTY" KOŚCIOŁA37 1. Kościół jeden38 a. Kościół: obraz jedności Boga Ojca, Syna i Ducha38 b. Pełna jedność katolicka: więzy wiary, sakramenty i komunia (KK 14)39 c. Stopnie jedności i przynależności do Kościoła (KK 13-17)40 2. Kościół święty41 a. Kościół nieskazitelnie święty41 b. Kościół potrzebujący oczyszczenia, odnowy i reformy42 3. Kościół powszechny (katolicki)43 a. Kościół powszechny i prawdziwy43 b. Katolickość Kościołów lokalnych44 4. Kościół apostolski46 a. Sukcesja służebna apostolskości46 b. Tradycja i sukcesja historyczna apostolskości46 c. Apostolskość i sukcesja Biskupa VI. KOŚCIÓŁ: DLACZEGO? WIARYGODNOŚĆ KOŚCIELNA55 1. „Miejsce" Kościoła w wierze55 2. Misterium Kościoła zamknięte w paradoksie58 3. Świadectwo, kościelny znak wiarygodności60 4. Czy możliwa jest eklezjologia „filozoficzna"?63 VII. DLACZEGO KOSCIOŁ? JEGO MISJA EWANGELIZACYJNA67 1. Misja ewangelizacyjna: cel i racja bytu Kościoła67 2. Misja ewangelizacyjna Kościoła: od Vaticanum II (1965) do „Novo millennio ineunte" (2000)69 3. Zakończenie: Wypłyń na głębię (Łk5,4; NMI Bibliografia73 Wykaz skrótów dokumentów kościelnych75 Przedmowa „Chrystus tak, Kościół nie”? „Religia tak, Bóg osobowy nie”? „Czy można wierzyć bez przynależności”? (G. Davis). „Żaden człowiek nie przetrwa bez instytucji” (P. L Berger). „Instytucja kościelna jest znakiem Ducha Chrystusowego, który zapewnia wierzącemu tożsamość, wszczepia go w Ciało Chrystusa i obdarza wolnością” (M. Kehl). „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (KK 1). „Kościół jest bardziej wiarygodny, jeśli daje świadectwo własnym życiem” (Synod 1985). Aktualne doświadczenie wiary chrześcijańskiej i Kościoła można by ogólnie scharakteryzować jako „przejście od Kościoła opierającego się na jednorodnej społeczności chrześcijańskiej i niemal tożsamego z nią - to znaczy Kościoła mas - do Kościoła złożonego z tych, którzy wbrew swemu środowisku otwarli się na opcję wiary osobowej, jasnej i świadomej” (tak mówił K Rahner już 30 lat temu). Skądinąd niedawne odkrycia i badania opinii publicznej wyraźnie dają do zrozumienia, że tak zwane „formalne instytucje społeczne”, jak na przykład państwo i jego organy, partie polityczne, związki zawodowe... - w przeciwieństwie do „nieformalnych” instytucji, takich jak nowe ruchy społeczne, stowarzyszenia wolontariatu itp. - nie cieszą się dobrą reputacją. Nic zatem dziwnego, że podobne zjawisko dotyka również Kościół, rozumiany całościowo. A wszystko to dokonuje się pomimo faktu, że wiek XX był w pełnym tego słowa znaczeniu „wiekiem Kościoła” za sprawą istotnego wkładu, jaki wniósł Sobór Watykański II, który skoncentrował się właśnie na nim. Oprócz tego trzeba pamiętać, że klasyczny paradoks ostatnich lat, wyrażający się w sloganie „Chrystus tak, Kościół nie”, przekształca się obecnie w nowy: „religia tak, Bóg osobowy nie”. Ponadto coraz bardziej wzrasta liczba ludzi, którzy deklarują się jako „chrześcijanie niepraktykujący” i utożsamiają się z hasłem zdobywającym coraz większą popularność: „Wierzyć bez przynależności” („Believing without belonging”, G. Davis), będącym owocem sekularyzacji naszego świata, pewnego powrotu „sacrum”, pluralizmu międzyreligijnego, narastającej marginalizacji religijności kościelnej, silnego dzisiaj indywidualizmu, które to zjawiska prowadzą do swego rodzaju „deinstytucjonalizacji” religii chrześcijańskiej. Głęboki kryzys przeżywają zwyczajne modele przekazywania wiary oraz wzrasta pewna nieufność wobec doświadczenia socjalizacji religijnej (parafii, szkoły, stowarzyszeń, ruchów), co w znaczący sposób prowadzi do kryzysu przynależności do Kościoła. Aby sprostać temu nowemu wyzwaniu, wielu współczesnych myślicieli proponuje rozmaite refleksje, które dostarczają istotnych elementów, pozwalających jak najpełniej odpowiedzieć na aktualną sytuację. Na przykład niektórzy uciekają się do podstawowej tezy współczesnej socjologii, twierdząc, że „nikt nie przetrwa bez instytucji” (P. L Berger). Inni usiłują dowartościować tak zwane „instytucje pośrednie” - małe grupy, wspólnoty, stowarzyszenia, nowe ruchy społeczne - bliższe konkretnej osobie i jej najbardziej doraźnym potrzebom. Widzą w nich jakby „sieci dające wolność”, to znaczy zwracają uwagę na znaczenie, jakie ma dla wiary pewna „instytucjonalizacja”, jeśli jest wiarygodna i sprzyja wzajemnej komunikacji. Z tego powodu współczesna eklezjologia, świadoma „paradoksu i tajemnicy, jaką jest Kościół” (H. de Lubac), zmierza do odzyskania kategorii „instytucji” na płaszczyźnie sakramentalnej, aby zrozumieć widzialność historyczną i prawną Kościoła, niezbędną, jeśli chce on uchodzić -choć nie bez dwuznaczności właściwych historii - za konkretną rzeczywistość, która „służy ożywiającemu go Duchowi Chrystusowemu” (KK 8). Próbuje się w miarę możności odczytywać na nowo na płaszczyźnie sakramentalnej instytucję kościelną jako wiarygodnego świadka „znaku Ducha Chrystusowego, który zapewnia wierzącemu tożsamość, wszczepia go w Ciało Chrystusa i obdarza wolnością” (M. Kehl). Niniejszy komentarz do artykułu Credo mówiącego o „wierze w Kościół” pragnie uwzględnić powyższe wyzwania, biorąc za punkt wyjścia przeświadczenie, że temat Kościoła domaga się pewnej decentralizacji, aby był on widziany nie tyle jako termin bądź przedmiot wiary, ile raczej jako sposób lub model wspólnotowo-sakramentalny, od którego wychodząc, wyznaje się, celebruje i poświadcza wiarę chrześcijańską. Dzięki temu „wierzyć w Kościół” odzyskuje na nowo znaczenie: „wierzyć w sposób kościelny”. I. „Wierzyć w kościół” znaczy „wierzyć w sposób kościelny” „Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie...”. Tak głosi trzeci artykuł Credo, czyli „Symbolu Apostolskiego”, znanego jako „krótsze” wyznanie wiary. Ta formuła, która sięga swymi korzeniami „Tradycji apostolskiej” (II-III w.) i która ugruntowała się głównie w Rzymie oraz na Zachodzie, jest najczęściej spotykana w Katechizmie. Charakteryzuje się użyciem słowa „wierzę” bez przyimka „w”2, który natomiast występuje na początku trzech artykułów wiary odnoszących się odpowiednio do Boga Ojca, do Jezusa Chrystusa i do Ducha Świętego. Św. Tomasz z Akwinu w jednej z pierwszych średniowiecznych syntez teologicznych uzasadniał tę formę gramatyczną Credo, wyjaśniając, że „jeśli używa się zwrotu «wierzyć w Kościół», to jego sens jest następujący: «Wierzę w Ducha Świętego, który uświęca Kościół». Podobnie wyraża się najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego (1992), który stwierdza: „W Symbolu Apostolskim wyznajemy wiarę w święty Kościoł (Credo... Ecclesiam), ale składnia łacińska używa tu innej formy niż w artykule odnoszącym się do wiary w Boga (Credo in Deum), by nie mieszać Boga i Jego dzieł, lecz by wyraźnie przypisać dobroci Bożej wszystkie dary, jakich udzielił swojemu Kościołowi” (KKK 750). W ten sposób Katechizm stosuje się do nauczania Soboru Watykańskiego II, które zasadza Kościół nie na nim samym, lecz na jego Boskim pochodzeniu, szczególnie na jego zależności od Ducha Chrystusa, ponieważ Kościół -zgodnie z wyrażeniem Ojców, przytoczonym przez tenże Katechizm - jest „miejscem, gdzie zakwita Duch” (KKK 749). Dlatego należałoby stwierdzić, że zwyczajna formuła „wierzyć w Kościół”, aby była poprawnie zrozumiana, zgodnie ze strukturą Credo, powinna być interpretowana jako wierzyć. Istotnie, w Credo Kościół nie jawi się jako jeden z przedmiotów trzech artykułów wiary -skoncentrowanych na Ojcu, Synu i Duchu Świętym -lecz jako sposób, kontekst i miejsce, w którym się wierzy, dzięki impulsowi tegoż Ducha. Dlatego pięciokrotnie powtarza się w „Tradycji apostolskiej” aklamację, która oddaje chwałę Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu w świętym Kościele”. Kościół we właściwym rozumieniu nie jest przedmiotem, terminem ani treścią wiary, lecz pewnym wymiarem wpisanym w wiarę. Zatem zwrot „wierzyć w Kościół” oznacza szczególny, sakramentalny sposób wyznawania wiary chrześcijańskiej, który można by ująć w wyrażeniu „wierzyć w sposób kościelny”. II. "NAZWY" KOŚCIOŁA 1. Wprowadzenie: wyraz „Kościół" Grecki wyraz ekklesia, od którego pochodzi łacińskie ecclesia, jest tłumaczeniem hebrajskiego określenia qahal, oznaczającego „zwołanie" lub „zebrane zgromadzenie". To wyrażenie zostało wprowadzone po raz pierwszy w VII w. przed Chr. za pomocą wymownej formuły: „dzień zgromadzenia" (Pwt 4,10; 9,10; 18,16), o którym mówi Mojżesz, przypominając moment, kiedy Bóg polecił mu zwołać lud na „zgromadzenie" (kościół) w celu zawarcia Przymierza Synajskiego. Wyrażenie to zostało użyte także w Nowym Testamencie, w wystąpieniu Szczepana, poprzedzającym jego męczeństwo (Dz 7,38), również w odniesieniu do „zgromadzenia" (kościoła) na Synaju. Mowa ta jest jednym z pierwszych świadectw użycia tego terminu na określenie nowej wspólnoty wyznawców Jezusa jako „kościoła", rozumianego w ciągłości z „kościołem" lub „zgromadzeniem" synajskim, stanowiącym moment powołania ludu wybranego. W pozostałych częściach Nowego Testamentu słowo „kościół" pojawia się raczej stopniowo: w Ewangeliach występuje bardzo rzadko (tylko w Mt 16,18; 18,17), natomiast w pozostałych księgach, zwłaszcza w Dziejach Apostolskich i listach Pawiowych, spotykamy je łącznie ponad sto razy. Już sam grecki wyraz ekklesia, jak tego dowodzi jego możliwe dwojakie tłumaczenie, ma sens czynny i znaczy wezwanie lub zwołanie oraz sens bierny, kiedy określa zebranie lub zwołane zgromadzenie. Obydwa te rozumienia są obecne u Ojców Kościoła. Rozróżniają oni między „Kościołem jako matką, która zwołuje i gromadzi" (sens czynny Bożego zwołania), a „Kościołem jako bratnią wspólnotą zwołaną i zgromadzoną" (sens bierny wspólnoty wezwanych: św. Izydor z Sewilli, Św. Cyprian...; H. de Lubac). Obydwa te wymiary uzupełniają się wzajemnie, ponieważ opisują ten sam Kościół: jest on z jednej strony „święty" (KK 39) jako matka, która zwołuje swe dzieci dzięki posiadanym świętym darom „słowa i sakramentów" (KK 26), a z drugiej jako bratnia wspólnota zwołana, złożona z ludzi, i „wchodzi w ludzkie dzieje" (KK 9) i jest skażona grzechem, ponieważ „w jego łonie znajdują się grzesznicy" i jest wezwany „do nieustannej reformy" (DE 6). 2. „Nazwy" Kościoła Jakie są podstawowe nazwy, miana, obrazy i pojęcia Kościoła? W rzeczywistości nie ma jakiegoś jednego określenia i w tradycji teologicznej mieszało się wiele różnych koncepcji, aż dopiero Sobór Watykański II wskazał wprost na dwie wielkie perspektywy. Pierwsza ukazuje Kościół jako „sakrament zbawienia", które to wyrażenie pojawia się już we wprowadzeniu do pierwszego rozdziału konstytucji Lumen gentium, zatytułowanej dokładnie: „Misterium Kościoła". Druga perspektywa koncentruje się natomiast na kategorii „Ludu Bożego" (tytuł drugiego rozdziału), widzianego jako podmiot historyczny Kościoła, który odpowiada na pytanie: Kim jest „sakrament zbawienia" (Y. Congar)? Niewątpliwie to właśnie nazwa „Lud Boży" była najbardziej charakterystycznym określeniem eklezjologii soborowej w początkowym okresie po Vaticanum II. Jednak począwszy od Synodu z 1985 roku zaczęła przeważać „eklezjologia komunii". Choć samo to sformułowanie nie pojawia się w tekstach soborowych, to jednak dobrze oddaje zawartą w nich strukturę eklezjologiczną, która zwraca uwagę na komunię z Bogiem za pośrednictwem słowa i sakramentów oraz podkreśla komunię chrześcijan między sobą i z Kościołami lokalnymi (A. Anton, W. Kasper, Tillard). Pojęcie to zakorzenia się w tak zwanej „eklezjologii eucharystycznej", obecnej już w Kościele starożytnym i występującej jeszcze dzisiaj na Wschodzie. Sobór Watykański II używa też innych określeń i obrazów Kościoła, takich jak „królestwo Boże" (KK 5), „owczarnia, rola uprawna, budowla, rodzina, świątynia, oblubienica, Jeruzalem..." (KK6). Na szczególną uwagę zasługuje wśród nich obraz „Mistycznego Ciała Chrystusa" (KK 7), który był bardzo rozpowszechniony przed Soborem, ponieważ papież Pius XII poświęcił mu w 1943 roku odrębną encyklikę. Ponadto z tekstów soborowych wyłaniają się jeszcze inne istotne wyrażenia uzupełniające. Szczególnie należałoby zwrócić uwagę na następujące: Kościół jako „wspólnota" lub „zgromadzenie wierzących", które to określenia uwypuklają jego charakter grupy zjednoczonej dzięki wierze swych członków. Stąd wyrażenia: Kościół wspólnotą wiary, nadziei i miłości (KK 8; 26; 28), „wspólnotą świętych" (KK 69), a także Kościół jako „społeczność", co podkreśla właściwy mu charakter organizacji społecznej, instytucjonalnej i prawnej, ponieważ Kościół ten jest ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność (KK 8 ; DP 2). Konkludując, podkreślmy, że podstawowa kategoria Kościoła jako powszechnego sakramentu zbawienia (KK 1; 9; 48; 59; KL 5; 26; KDK 42; 45; DM 1; 5) może być przydatna, aby nie popaść ani w czysty socjologizm, ani w czysty spirytualizm. Dzięki takiemu ujęciu możemy widzieć fundamentalne wymiary Kościoła w jego całości jako „rzeczywistość złożoną", a także uwzględnić wzajemny związek między następującymi trzema wymiarami: - „Znakiem zewnętrznym" (sacramentum/signum tantum), posiadającym strukturę „społeczności" (KK 8); aspektem prawnym i społecznym Kościoła jako instytucji widzialnej i historycznej; w tym wymiarze pobrzmiewa echo socjologicznego i prawnego pojęcia „społeczności", której relacje są przede wszystkim instrumentalne, formalne, strategiczne i taktyczne, a także bardziej podkreślony jest wymiar „prawny" Kościoła. - „Znakiem wewnętrznym" (res et sacramentum) jako „wspólnotą wiary, nadziei i miłości" (KK 8), wyrazem jego bycia Ludem Bożym poprzez wiarę i sakramenty; ten wymiar jest podobny do socjologicznego pojęcia „wspólnoty", której relacje są głównie międzyosobowe, afektywne i rodzinne; kładzie szczególnie akcent na wymiar „miłości" Kościoła. - „Rzeczywistością ostateczną" (res tantum), ku której zmierza, a którą jest „wewnętrzne zjednoczenie z Bogiem i jedność całego rodzaju ludzkiego" (KK 1); ta podwójna „komunia" opisuje ostateczną rzeczywistość zbawienia chrześcijańskiego, które dokonuje się sakramentalnie za pośrednictwem jego wewnętrznego znaku, jakim jest „wspólnota", oraz znaku zewnętrznego, czyli „społeczności"; zbawienie, które streszcza się w darach synostwa Bożego i powszechnego braterstwa ludzkiego w Jezusie Chrystusie, wzajemnie się przenikających (1 J 1,7-21) i znajdujących swój wyraz w początkowym wezwaniu modlitwy „ojcze (doświadczenie synostwa) nasz (doświadczenie braterstwa)"! opr. mg/mg
Misje Święte – Dzień 1. W 4. Niedzielę Wielkiego Postu rozpoczęliśmy nasze Parafialne Misje Święte. Powitaliśmy w naszej wspólnocie Ojca Waldemara Jareckiego OMI. To szczególny czas, który dany jest nam do jeszcze lepszego poznania siebie, poznania nas jako członków żywego Kościoła. Dzisiejsza myśl przewodnia przypomniała nam hasło obecnego roku duszpasterskiego
Andrzej Grajewski: Ten pontyfikat jest dla wielu źródłem radości, ale także pytań czy nawet niepokojów. To jest pontyfikat ciągłości wobec swoich poprzedników czy istotnych korekt ich nauczania? O. Maciej Zięba: To jest zmiana, a nie radykalna korekta. Mamy do czynienia z zupełnie inną osobowością. Jeśli mówić o jakiejś korekcie, to niewątpliwie jest nią fakt, że po raz pierwszy od VIII w. mamy papieża, który nie pochodzi z Europy. To wiele zmienia? Myślę, że tak. Żaden europejski papież nie potrafiłby powiedzieć w Parlamencie Europejskim tak dobitnie, że Europa dzisiaj jest „bezpłodną babcią”. To jest także inne doświadczenie duszpasterskie, krótszy horyzont historyczny, doświadczenie feudalnych podziałów społecznych, innego sposobu życia rodzinnego. To jest inne postrzeganie teologii wyzwolenia, polityki USA, a także Rosji czy niegdyś Związku Radzieckiego. Nam wydaje się ono niekiedy naiwne. W rozmowie z prof. Woltonem papież wprawdzie odrzuca teologię wyzwolenia, ale mówi o teologii ludu, która bliska jest marksistowskiej interpretacji rzeczywistości. Były różne teologie wyzwolenia. Ale jeszcze nie tak dawno w Ameryce Łacińskiej i Europie Zachodniej było wielu jej przedstawicieli, na dźwięk poglądów których włosy jeżyły się z przerażenia, gdyż był to czysty marksizm w polewie chrześcijańskiej. Dlatego Jan Paweł II, widząc różne zagrożenia wynikające z marksizowania teologii wyzwolenia i robienia z niej katolickiej ideologii, poprosił kard. Ratzingera o opracowanie dokumentu, który pokazywałby zagrożenia oraz granice poprawności teologicznej. Potem jednak poprosił o kolejny dokument – o pozytywnych aspektach teologii wyzwolenia, która rozumiana teologicznie, a nie ideologicznie, socjologicznie czy ekonomicznie, ma istotne znaczenie. W Polsce odpowiednikiem takiego myślenia i działania była teologia Solidarności, która mieściła się w granicach ortodoksji i była gorąco wspierana przez Jana Pawła II. Gdy czyta się oceny społeczne Franciszka, ma się wrażenie, że lewicowe myślenie jest mu bliskie. Myślenie Franciszka niewątpliwie różni się od mojego, ale istotniejsze od moich poglądów – uczy soborowa Konstytucja o Kościele – jest szczere, otwarte wsłuchanie się w głos papieża także wtedy, gdy nie przemawia ex cathedra. Duch Święty był obecny zarówno na tym konklawe, jak i na poprzednich. Zatem Kościół coś do mnie mówi przez ten pontyfikat, w inny sposób niż ten, do którego przywykłem, inaczej artykułując pewne kwestie. Przykładowo w swoim pierwszym przemówieniu Franciszek poruszył temat czułości i potem doń często wracał. Wcześniej papieże nie mówili o czułości. Dla mnie, starego zakonnika, było to niezbyt zrozumiałe. Zacząłem to rozważać i dzisiaj znacznie więcej mówię o czułości w życiu chrześcijańskim, a może i sam stałem się bardziej wrażliwy. A co Franciszek mówi do Kościoła w Polsce? Przede wszystkim o dużo większej bliskości między ludźmi, księży ze świeckimi, biskupów z księżmi, o wielkiej roli wspólnot. My w Polsce często tkwimy w pewnych koleinach wielkomiejskich czy całowiejskich parafii. Księża ciężko pracują, ale jesteśmy skoncentrowani na „obsłudze” ludzi, którzy do nas przychodzą: chrzty, spowiedzi, śluby, pogrzeby... I nasze chrześcijaństwo coraz częściej staje się chrzcielno-ślubno-pogrzebowe. A chrześcijaństwo oznacza pójście za Chrystusem. Co to znaczy w praktyce? Musimy ukazywać, że egzystencja każdego z nas jest powołaniem, darem i zadaniem otrzymanym od Chrystusa, a więc trzeba ożywić życie parafialne przez różne wspólnoty, animujące wokół parafii życie intelektualne, społeczne, rodzinne. Ostatnio poświęciłem kazanie Benedyktowi XVI, który na swym obrazku prymicyjnym napisał: „Nie jesteśmy panami waszej wiary, lecz sługami waszej radości”. Wziął to od św. Pawła, który mówi: „Jesteśmy współtwórcami waszej radości”. Młody ks. Ratzinger definiował kapłaństwo jako służenie radości powierzonych mu ludzi. To był 1951 r. Czy w Polsce myślimy w ten sposób o kapłaństwie? Radość to także ważna kategoria w myśleniu Franciszka. Gdyż to jest chrześcijańska kategoria. Paweł VI wydał adhortację „O radości chrześcijańskiej”. Czy możemy mówić o Janie Pawle II bez radości? Bez jego promiennego głoszenia Ewangelii? Na początku i na końcu Ewangelii słyszymy: „Raduj się!” – anioł tak zwraca się do Maryi, a potem do niewiast, które przyszły do pustego grobu. W rdzeń doświadczenia chrześcijańskiego wpisana jest radość. Gdy otworzy się serce przed Chrystusem, to odpowiedzią jest radość, głębokie poruszenie serca. Chrześcijaństwo jest dynamiczne, dlatego Franciszek mówi, by zejść z kanapy. Najbardziej dyskutowanym dokumentem tego pontyfikatu jest adhortacja Amoris laetitia. Jest tam zapisana możliwość dopuszczenia osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach do Komunii św. Jan Paweł II w Familiaris consortio napisał, że osoby rozwiedzione do Komunii św. nie mogą przystępować, gdyż ich obiektywna sytuacja to uniemożliwia. Widzę pomiędzy tymi dokumentami napięcie, które nie ułatwia pozytywnej interpretacji Amoris laetitia. Słusznie pan mówi o napięciu. Dla mnie jednak jest ono oznaką żywotności Kościoła. Tylko w martwych organizmach nie ma żadnych napięć. Takie napięcia niejednokrotnie w historii się zdarzały i nadal będą występować. Ale głęboko wierzę w Kościół, w którym obecny jest Duch Święty. Dlatego powinniśmy dyskutować o żywotnych problemach, dostrzegać zmieniające się konteksty, oświetlać je teologią itd. Oprócz medialnej burzy „o Komunii dla rozwodników” dostrzegam poważną dyskusję teologów, o grzechu śmiertelnym – jakie są jego warunki, znaczenie i implikacje. Także o Eucharystii, o formach Komunii w Kościele, wreszcie o sakramencie małżeństwa. I to jest bardzo poważna dyskusja, którą trzeba toczyć w Kościele. Teologowie już w V w. sformułowali naukę o rozwoju dogmatów. Teraz mówi się o zmianie paradygmatów, co dla mnie jest przejawem nowomowy kościelnej. Zgoda, „zmiana paradygmatów” bardzo mi się nie podoba. Jeśli termin „nowy paradygmat” rozumieć tak, jak wprowadzono go w filozofii nauki, a więc jako zbiór teorii i pojęć tworzących podstawy danej nauki, to w teologii nie ma on żadnego sensu. Natomiast rozwój dogmatów, a przez to i pogłębianie rozumienia naszej wiary, to szkoła starożytnego mnicha św. Wincentego z Lerynu, i to mi się bardzo podoba. Przykładowo Kościół dzisiaj dopuszcza katolicki pogrzeb samobójców, co nie oznacza jednak, że zmieniono nauczanie o grzechu śmiertelnym. Grzech śmiertelny jednak – z definicji – popełnia się w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie. A dzisiaj lepiej niż w przeszłości rozumiemy psychikę ludzką i wiemy, że w zasadzie prawie każdy samobójca ma ograniczoną poczytalność, wolność i świadomość swego czynu. To najczęściej są ludzie o rozbitej psychice, znajdujący się w jakiejś straszliwej przymusowej sytuacji. Pochylamy się nad nimi z miłością, ufając w miłosierdzie Boże. Nie zmieniło się nauczanie Kościoła, lecz rozumienie ludzkiej psychiki. Bardzo mądrze na temat rozwoju w Kościele pisał wybitny teolog urodzony w Katowicach Erich Przywara SJ. Na początku Soboru Watykańskiego II napisał on książkę „Kościół wśród przeciwieństw”, w której pokazywał, jak z jednej strony Kościołowi zagraża Scylla dopasowywania się do rzeczywistości, ulegania presji czasu, a z drugiej Charybda sztywności, sklerozy, niezmienności. Nie wolno nam się wpasowywać w rzeczywistość, ulegać presji socjologii, intelektualnej mody czy demografii. Nie wolno dostosowywać się do świata. Ale nie mniejszym niebezpieczeństwem jest sztywność, przekonanie, że nie wolno niczego zmieniać, że każda zmiana jest zdradą, bo każdy szczegół jest niezmiernie ważny. Papież od początku pontyfikatu gestami, nauczaniem, przykładem wzywa Europę do przyjmowania uchodźców, a rządzący w Polsce z nieprzyjmowania uchodźców uczynili fundament doktryny bezpieczeństwa narodowego. Głosy biskupów i całego episkopatu są w tej sprawie jednoznaczne i podkreślają obowiązek przyjmowania uchodźców. Taka po prostu jest Ewangelia. Niestety, propaganda z lewej i prawej strony zmieszała w pojęciu „uchodźcy” w jedno i prawdziwych uchodźców z pożogi wojennej, i migrantów ekonomicznych, i terrorystów. Uchodźcy to ludzie, którzy z powodu jakiejś przeraźliwej, okrutnej sytuacji są zmuszeni do opuszczenia swych stron rodzinnych. Żaden normalny człowiek nie chce uchodzić ze swojego domu. Moja mama była uchodźcą po powstaniu warszawskim. Razem ze swoją mamą (dziadka zamordowano w KL Auschwitz) wyszły ze zburzonej Warszawy z całym dobytkiem mieszczącym się w walizce i ruszyły na poniewierkę. Najpierw do Kielc, a później dotarły na inne gruzowisko do Wrocławia. Los uchodźców jest straszny. Ewangelia w tej sprawie jest jednoznaczna: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, przybyszów w dom przyjąć. My tłumaczymy słowo ksenos jako „przybysz”, ale ono jest mocniejsze – znaczy „obcy”, „dziwny” – nie taki jak wy, odmieniec, a jednak przyjęliście mnie. Niektórzy politycy PiS takie nauczanie nazywają „uporczywą moralną przemocą”. Politycy w tej materii działają antyewangelicznie. Ich poglądy oceniam jako demagogię, straszenie i oszukiwanie ludzi. A zadaniem biskupów jest głoszenie Ewangelii i koniec. Niestety, w Polsce podstawowy problem moralny stał się problemem czysto politycznym. Unia Europejska źle ten problem rozgrywa – to oczywiste. Ale to nie usprawiedliwia propagandy przeciw nieszczęśliwym, bezbronnym ludziom. Trudno godzić się na mechanizmy relokacji czy inne formy przymusowej dystrybucji uchodźców. Pełna zgoda, to musi być dużo mądrzej rozwiązywane. Ale teraz mówimy o konkretnych formach pomocy ludziom znajdującym się w skrajnej potrzebie, np. o korytarzach humanitarnych. To formuła bardzo bezpieczna, umożliwiająca pomoc najsłabszym, przede wszystkim kobietom i dzieciom oraz ludziom potrzebującym specjalistycznej opieki lekarskiej. Ale przekaz mediów publicznych jest jednoznaczny: każdy uchodźca to potencjalny terrorysta. Mówimy o tych najmniejszych, bezradnych osobach, które straciły wszystko i znajdują się w sytuacji dramatycznej. Mówimy o pomocy kilkuset osobom w skali roku w blisko 40-milionowym kraju. Jan Paweł II nazwał problem uchodźców hańbiącą raną naszych czasów. Czy chcemy uczestniczyć w tej hańbie, czy chcemy leczyć tę ranę? Jan Paweł II odezwałby się do rodaków bardziej kategorycznie? Nie ulega żadnej wątpliwości. Tu chodzi o myślenie ewangeliczne. Papieże w tej materii jasno wypowiadają się już od czasów Piusa X. Niedawno obchodziliśmy 105. dzień uchodźców. To nie jest nowy temat, charakterystyczny tylko dla pontyfikatu Franciszka. Jestem przestraszony tym, że polityka przejęła ten temat i zdeterminowała jego rozumienie w sposób całkowicie sprzeczny z Ewangelią. Bardzo się tym trapię jako kapłan katolicki. Wydaje mi się, że grono strapionych nie jest specjalnie liczne. Niestety, obserwuję, jak z coraz większą siłą w nasze myślenie ewangeliczne – katolickie, a zarazem patriotyczne, i dotyczy to nie tylko tego problemu – wkracza myślenie polsko-katolickie, skażone nacjonalizmem. Jan Paweł II podnosił polskość do wymiaru uniwersalnego, katolickiego. Umiłowanie ojczyzny jest formą otwarcia na świat, a nie zamykania się przed nim. Jan Paweł II pisał, że „polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie”, a potem ze smutkiem dodawał, że wydaje mu się, że ten piękny jagielloński wymiar patriotyzmu został ostatnio zapomniany.
Najwięcej w całej Unii. Co jest znamienne, 3 proc. respondentów stwierdziło, że wierzą, ale nie praktykują, lub że „wierzą w Boga, ale nie w Kościół”. Najbardziej krytyczni wobec Kościoła są osoby w kategorii wiekowej 18-24 i 25-34. Podobnie jest w grupie 45-54 lata. Data dodania: 23.08.2022 10:01.
zapytał(a) o 19:21 Wierze w Boga, ale nie w kościół. Dlaczego? Macie taką sytuacje, że wierzycie w Boga (i jesteś chrześcijaninem), ale za to nie wierzycie w kościół? Dlaczego warto wierzyc w kościół, a dlaczego nie warto chodzić do kościoła? ;3 Odpowiedzi Bo w kościele są złodzieje w sukienkach. Ja znam osobę, która wierzy, ale nie chodzi do kościoła z powodu ksieży. To chyba największy powód.:D єנσу мє odpowiedział(a) o 19:28 Wierze w Boga, w kościół nie bo: kościół zarabia na nas...ma większe wypłaty niż Twoi rodzice razem wzięci.. :> Kościół= złodzieje Ja wierzę i w to i w to i jest mi z tym doobrze :D i wydaja kupę kasy na kościoły zamiast np. dla biednych ludzi ,chorych i dzieciaki z domu dziecka -,- . złodzieje najwięcej zarabiają dzięki pokrzywdzonych ludzi przez los bo myślą ze taki facet w sukience im coś pomoże , to nadzieja czy naiwność ? współczuję im wera_159 odpowiedział(a) o 23:31 Ja wierzę w Boga ale absolutnie nie w kościół ...Oni bardzo lubią wmawiać cos ludziom .Dla mnie rad na temat życia może udzielac mi tylko bóg a nie ksiądz co tak na prawdę [CENZURA] wie o życiu bo całe zycie miał dobrze ...! Wierzę w Boga i chodzę do Kościoła bo taka byla wola BogaSą tacy co nie chodza do Kościoła o im sie nie chce, po prostu maja to gdzieśA są tacy co ,,boją'' się księżyJa w swojej parafi mam księrzy super - ekstra więc nie wiem jak mają ci którzy w Kościele maja troche gorszych księrzy Uważasz, że ktoś się myli? lub
Pierwotne greckie katholon oznaczało „rozpowszechniony na cały świat”.Katolickość to pełnia, to cały Kościół na ziemi. Katolicki to też nie to samo co rzymski, tak jak dziś to popularnie rozumiemy, bo przecież w Kościele katolickim mamy też inne obrządki niż rzymski, a zatem katolickość to też nie unifikacja, lecz jedność w różnorodności.
Szczegóły Poprawiono: 22 lipiec 2022 Odsłony: 24 – Prawdą jest Chrystus (ks. Jacek Salij) Porównując dwa przekłady biblijnej opowieści o Kainie i Ablu, zauważyłem znaczące różnice. Pozornie drobiazg, ale uświadomił mi on wielki problem, z którym nie umiem sobie poradzić. Bo jaki my mamy tak naprawdę dostęp do natchnionego słowa? Przecież takich, a może i poważniejszych różnic, jest w różnych tłumaczeniach wiele, a każda z nich może prowadzić do różnych interpretacji. Jak z tym sobie radzić? Wewnętrznie, dla siebie, jakoś sobie daję radę. Domyślam się, że od samego początku, od pierwszych zgłosek oryginału Pisma doskonały Pan posługuje się niedoskonałymi narzędziami – ludźmi. Autorami, tłumaczami, interpretatorami... I teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno... To jednak nie usuwa bardzo niepokojącego „ale”, które mimo wszystkich wyjaśnień pozostaje gdzieś w tyle głowy. Mamy przecież dążyć do Prawdy, trwać przy Prawdzie, bez niej wolność jest kłamstwem. Ale jak do tej Prawdy dotrzeć, skoro nie umiemy nieraz jednoznacznie zrozumieć nawet danego nam przez samego Boga tekstu świętego? Skoro nawet specjaliści od Biblii, znający świetnie jej języki oryginalne, różnią się między sobą w rozumieniu tego tekstu? Jak wiadomo, nie ma przekładów idealnych, każdy przekład zawiera w sobie jakieś elementy interpretacji. Różnice w przekładach dotyczą przede wszystkim jakichś odmienności w interpretacjach danego tekstu. Zatem Pański problem sformułowałbym następująco: Jak to możliwe, że ten sam święty tekst jest wewnątrz tego samego katolickiego Kościoła różnorako interpretowany? Dokładnie ten sam problem miał św. Augustyn. Zastanawiał się właśnie nad jakimś zdaniem z Biblii (nawiasem mówiąc, również z Księgi Rodzaju) i zaczął się niepokoić, czy możliwe jest ustalenie z całą pewnością, jaki sens włożył w to zdanie autor natchniony: „Napisał te słowa Mojżesz, napisał i odszedł, przeszedł stąd do Ciebie. Nie ma go już tu, gdzie ja jestem. Gdyby tu był, chwyciłbym go za ręce i prosił, w imię Twoje błagał, aby mi to wyjaśnił. Nadstawiłbym pilnie moich cielesnych uszu, a z jego ust wydobywałyby się dźwięki słów. Gdyby mówił po hebrajsku, jego słowa daremnie kołatałyby do moich uszu, ich treść nie przeniknęłaby do mojego umysłu. Gdyby mówił po łacinie, rozumiałbym, co mówi. Lecz skąd bym wiedział, że mówi prawdę? Gdybym i to wiedział, czy mógłbym to wiedzieć od niego?” (Wyznania 11,3) To ostatnie zdanie już zapowiada kierunek, w którym pójdzie myśl Augustyna. Mianowicie Augustyn wcale nie czuje się oddalony od prawdy Bożej przez to, że nie ma ludzkich sposobów absolutnego upewnienia się, że jego rozumienie świętego tekstu jest prawdziwe. Przecież nawet gdyby miał taką możliwość, i tak ostateczną instancją rozstrzygającą jego niepokoje byłby Bóg Żywy, do którego mamy dostęp przez wiarę, a który daje nam duchowe rozumienie swojego słowa. Posłuchajmy jednak samego Augustyna: „Głęboko we mnie, w ośrodku mojego myślenia Prawda, która nie przemawia ani po hebrajsku, ani po grecku, ani po łacinie, ani w jakiejkolwiek innej mowie – bo ona przemawia bez ust i języka, bez dźwięczących sylab – tak by mówiła: On prawdę głosi. A ja, od razu upewniony, z całą ufnością powiedziałbym temu Twojemu mężowi: Prawdę głosisz. Ponieważ jednak nie mogę Mojżesza zapytać, pytam Ciebie, Prawdę, którą napełniony Mojżesz głosił rzeczy prawdziwe – Ciebie, Boże mój, pytam, Ciebie błagam – przebacz grzechy moje i jak dałeś tamtemu słudze Twemu takie rzeczy głosić, tak mnie pozwól je zrozumieć” (tamże). Św. Augustyn żył tysiąc sto lat przed Lutrem i było dla niego czymś oczywistym, że istotnym kryterium, według którego można rozpoznać autentyczność owej Prawdy, przemawiającej we wnętrzu człowieka, jest zgodność jej nauki z wiarą Kościoła. Możliwość, że Kościół w swojej wierze mógłby zbłądzić, wykluczał tak stanowczo, iż nie zawahał się napisać: „Jeżeli ktoś wyciągnie z tych naszych Ksiąg rzeczy przeciwne wierze katolickiej, to albo wykażemy cały ich fałsz, albo będziemy niewzruszenie wierzyć, że jest to fałsz” (Wykład dosłowny Księgi Rodzaju 1,41). Zatem Augustyn gotów był wierzyć w prawdę wiary katolickiej również wówczas, gdyby nie umiał jej uzasadnić. Nie wynika to z żadnego doktrynerstwa. On po prostu z całą dosłownością wierzył obietnicy Pana Jezusa, że będzie ze swoim Kościołem „przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20) i że Jego Duch Święty „będzie nam przypominał wszystko, co On nam powiedział” (J 14,26). Mając te dwie pewności – że Pismo Święte jest nieomylnym słowem Bożym i że sam Duch Święty czuwa nad wiarą Kościoła – Augustyn nie lęka się już pluralizmu interpretacji biblijnych, jeśli tylko mieszczą się one wewnątrz wiary katolickiej: "Czyż może mi przynieść szkodę to, że tamtym słowom z Księgi Rodzaju można nadać parę różnych interpretacji, z których każda może być prawdziwa? Jakąż – powtarzam – może mi to przynieść szkodę, że inaczej niż ktoś inny rozumiem myśl owego męża, który tamte słowa zapisał? Wszyscy, którzy je czytamy, staramy się je przeniknąć, usiłujemy zrozumieć, co chciał wyrazić autor. Skoro wierzymy, że pisał prawdę, nie będziemy tak lekkomyślni, żeby przypisywać mu cokolwiek, o czym wiemy, albo mniemamy, że jest fałszem” (Wyznania 12,18). Wielość – mieszczących się w naszej wspólnej wierze katolickiej – interpretacji tego samego świętego tekstu wynika, zdaniem Augustyna, stąd, że w końcu jest to naprawdę słowo Boże, zatem poszczególny człowiek może uszczknąć z niego zaledwie cząstkę. Co więcej, nawet wszystkie dokonane w wierze katolickiej interpretacje danego tekstu razem wzięte nie ogarniają całej zawartej w nim prawdy, bo jest ona niezgłębiona. Z góry przepraszam, że tym razem cytat będzie bardzo długi: „Kiedy więc słyszę, jak ludzie mówią: Mojżesz miał to na myśli; albo: Nie, Mojżesz miał na myśli tamto – sądzę, że tak trzeba w duchu pobożności odpowiedzieć: Czemu nie miałby na myśli i tego, i tamtego, skoro obie opinie są prawdziwe? A jeśliby ktoś dostrzegł w jego słowach jeszcze trzecie i czwarte znaczenie albo jakąkolwiek ilość znaczeń, czemuż nie mielibyśmy przyjąć, że wszystkie te znaczenia dostrzegał Mojżesz, przez którego Bóg jedyny dostosował Pismo Święte do umysłów wielu ludzi, aby wszyscy w nim widzieli prawdy, lecz nie wszyscy te same prawdy w poszczególnych miejscach? Co do mnie, oświadczam z całą szczerością i stanowczością, że gdyby mnie powołano do napisania tekstu wyposażonego w najwyższą powagę, wolałbym tak go ująć, żeby w moich słowach rozbrzmiewały echem wszystkie prawdy, jakie by ktokolwiek w omawianym zagadnieniu mógł dostrzec, niż bym miał tak wyraźnie nauczać jakąś jedną prawdę, że to wykluczałoby wszelkie inne interpretacje, choćby nie zawierały żadnego fałszu, od którego trzeba by się odciąć. Nie będę, o Boże mój, wątpił lekkomyślnie, że na taki dar zasłużył sobie Mojżesz u Ciebie. Kiedy zapisywał owe słowa, uświadamiał sobie i przemyśliwał wszelkie prawdy, jakie w nich my zdołaliśmy odnaleźć, jak i te, których odnaleźć jeszcze nie zdołaliśmy ani teraz odkryć nie umiemy, które jednak są w tych słowach zawarte” (Wyznania 12,31). Co więcej, nie ma nieszczęścia nawet wówczas, kiedy tekst święty zrozumiemy niewłaściwie i dopatrzymy się w nim sensu, jakiego w nim nie ma. Ale pod dwoma warunkami: że nie wynika to z naszej nonszalancji wobec Pisma Świętego i że owa idąca obok tekstu interpretacja autentycznie płynie z wiary i wiarę żywi. „Póki więc – pisze św. Augustyn – każdy z nas się stara, jak może, o to, aby odczytać w Piśmie Świętym taki sens, jaki zamierzył w każdym wypadku autor, to cóż w tym może być złego, jeśli ktokolwiek z nas takie żywi mniemanie, jakie Ty, światło wszystkich rzetelnych umysłów, ukazujesz mu jako prawdziwe – choćby nawet nie taką treść w tym miejscu chciał wyrazić sam autor, który jednak również dał wyraz prawdzie?” (Wyznania 12,18). W tym miejscu możemy sobie wyraźnie uświadomić coś, czego wielu dzisiejszych chrześcijan nie rozumie: Słowo Boże nie kończy się na wyrazach tekstu natchnionego. Poprzez wyrazy tekstu, jeśli czytamy je w wierze, wchodzimy w Bożą Rzeczywistość, przystępujemy do samego Jezusa Chrystusa, który żyje i chce nas obdarzać swoją mocą uzdrawiającą i miłością. Bóg objawił nam nie Pismo Święte, tylko swoją miłość do nas, ostatecznie zaś objawił nam samego Syna swojego Jednorodzonego. Pismo Święte nie jest słowem objawionym, jest słowem natchnionym przez Ducha Świętego i dlatego świadczy nieomylnie o prawdzie tego objawienia Bożej miłości, w której dokonuje się nasze zbawienie. Każde zdanie Pisma jest święte i nieomylne, ale wszystkie razem są środkiem, abyśmy mogli zanurzyć się w tej Prawdzie, której na imię Jezus Chrystus. Boże uchowaj, gdyby Pan miał opacznie zrozumieć moje słowa, jakobym chciał pomniejszyć znaczenie Pisma Świętego. Wręcz przeciwnie, dopiero w tej perspektywie mamy szanse otworzyć się na religijne głębie zawarte w tekście natchnionym. Literacki jego wymiar, owszem, jest ważny, ale nieporównanie ważniejsze jest to, abym Pismo Święte czytał jako człowiek ubiegający się o czystość serca i spragniony miłości Bożej. To właśnie dlatego może się zdarzyć, że dyplomowany biblista albo sławny teolog mniej rozumie słowo Boże niż żarliwy w wierze analfabeta, który ma dostęp do Pisma Świętego tylko za pośrednictwem słuchu.
Program duszpasterski na rok 2022/2023 pt. Wierzę w Kościół Chrystusowy wskazuje na potrzebę katechezy o Kościele i ukazania żywej obecności Chrystusa w Kościele, który go powołał, wewnętrznie ukształtował i pozostał w nim w znakach i sakramentach. Ojcowie Soboru Watykańskiego II w dokumentach wyrazili jego sens i wartość
. 551 501 349 529 559 719 256 450
nie wierze w kościół